Gravity Falls

Gravity Falls - czy odkryjesz wewnętrzną bestię?

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2016-04-27 09:39:22

Pumpkin
Administrator
Dołączył: 2016-04-09
Liczba postów: 57
AndroidChrome 49.0.2623.105

Rovena Charley

tumblr_ndlox4Jy8P1s9f79po2_250.giftumblr_ndlox4Jy8P1s9f79po4_250.gif

Czarownica||Nieśmiertelna||Rzuciła klątwę na Gravity Falls||


~~1672,Crawley~~

Chłodny podmuch jesiennego wiatru wleciał przez okno drewnianej chałupy, w której znajdowała się rodząca kobieta, jej prawdopodobny mąż i położna.

-Przyj, Mary. Przysięgam, że to już ostatni raz! - powiedziała położna do rodzącej, której mąż ścierał pot z czoła. Poród był już bardzo długi i ciężki. Obawiał się, że jego żona tego nie przeżyje, a co gorsza - dziecko również nie.

Kobieta nazwana Mary postanowiła się jednak nie poddawać, zbierając w sobie wszelkie siły. Wszystko ją bolało. Jeśli teraz jej się nie uda, to umrze, a ukochane dziecię wraz z nią. Nie mogła do tego dopuścić i zawieść męża, któremu tak bardzo na dziecku zależało. Jej twarz wykrzywił grymas, sama wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła.

-Udało ci się, Mary, udało ci się. Masz piękną córkę - na twarzy położnej zjawił się uśmiech. Położyła dziecko na brzuchu młodej kobiety, która była porodem niesamowicie zmęczona i nie miała nawet siły przytulić własnego dziecka. Mąż Mary nie wyglądał na specjalnie zachwyconego. Liczył on na syna. Miał już czterdzieści lat, a Mary była jego trzecią żoną. Zacisnął zęby. Przeklął pod nosem.

-Nazwiemy ją Roveną. Roveną Charley - szczęśliwa matka pogłaskała swoje jedyne dziecko po główce, a zaraz później zabrał ją sen, nie zważając na przeraźliwy płacz dziecka.

~~1680,Southwark~~

Ośmioletnia Rovena, przyodziana w czarną, skromną sukienkę i chustę na głowie kroczyła powoli, trzymając matkę, ubraną w ten sam kolor. Jej blada twarz wyglądała na okropnie zmartwioną. Łzy zasychały same zasychały jej na policzkach. Mary miała nadzieję, że jej córka nie rozumie zbyt wiele z tego, co tu się działo, ale było wręcz przeciwnie. Doskonale wiedziała, co zabrało jej ojca z tego świata. Nieudany czar matki, który w efekcie spalił cały tartak, w którym pracował nieszczęsny ojciec małej Roveny. Zdawała sobie sprawę z tego, że różniły się od tych wszystkich zwykłych ludzi. Były czymś nad - czarownicami. Mogły wszystko, chociaż dla Roveny to wszystko ograniczało się do zaklęcia, by nigdy nie czuć głodu, który ostatnio częściej im doskwierał. Szły akurat przez Southwark, dzielnicę Londynu, dzielnicę najbliżej położoną Tamizy. Stamtąd wypływały niektóre statki. Przyuważyła małego, bladego  chłopca, który wsiadał na statek za swoim ojcem. Zatrzymał się jednak w miejscu, obserwując dokładnie Rovenę. Poczuła się nieco niekomfortowo, lecz zatrzymała się w bezruchu. Lustrowali się przez chwilę, decydując się na nieśmiały uśmiech w jego stronę. Odpowiedział tym samym. Chyba chcieli do siebie podejść, ale Mary zorientowała się, że jej córka gdzieś zniknęła. Chwyciła ją agresywnie za ramię. Młoda wdowa prowadziła ją dalej, nie zważając na jej opór.

-To nie jest nasza klasa, Roveno. Przestań się tak na niego patrzeć - warknęła, przyspieszając. Nie chciała i nie szukała kłopotów.

~~1690, Croydon

Rzucanie zaklęć, klątw i używanie swoich mocy już dawno przestało być dla Roveny problemem. Poczyniła niesamowite postępy. Jej moc wydawała się być ogromna, za duża jak na kogoś w jej wieku. Przerażało to samą Mary, która nie wiedziała, co ma zrobić z córką, którą cechowała coraz większa pewność siebie i swawola. Nie liczyła się już ze zdaniem starej matki. Robiła co i kiedy chciała, a co gorsza, jej moc rosła w miarę dorastania. Widziała już siebie na czele wszystkich czarownic. Żadna inna wiedźma nie była w stanie jej już zaimponować.

-Roveno.

Z zastanowień młodą dziewczynę wyrwał głos matki. Z beznamiętnym wyrazem twarzy obróciła się w jej stronę.

-Tak, matko? -zapytała wręcz z przesadą. Uniosła brew. Mary denerwowała ją swoją skrytością i brakiem chęci pokazywania swoich umiejętności wyższym czarownicom. Rovena uważała, że razem mogłyby dokonać czegoś niesamowitego. Moc matki również była duża, ale ona nie chciała się z nią obnosić. Głupota.

-Roveno, mówię do ciebie - powiedziała hardo, ale dziewczyna zbyła ją wzrokiem. Wyszła z pomieszczania.

~~1692, Crawley~~

Wielka kula energii została ciśnięta prosto w Rovenę. To była jej matka. Miała dosyć córki, która zabiła trójkę niewinnych dzieci. Nie wierzyła Rovenie, że to przez przypadek, chociaż tym razem jej córka miała rację. Wściekłość brała nad dziewczyną górę. Uniknęła kolejnego ciosu, odsyłając go z podwójną siłą. Mary nie miała tyle siły co kiedyś, ledwo udało jej się odeprzeć atak, lecz przewróciła się na podłogę z hukiem. Rovena postanowiła to wykorzystać. Chwyciła swój sztylet i podbiegła czym prędzej do bezbronnej matki, która jęczała z bólu. Coś sobie z pewnością złamała.

-Requiescat in pace.

Wbiła ostrze prosto w serce matki, przy okazji wypowiadając zaklęcie. Niebieska aura zaczęła uchodzić z ciała półmartwej Mary, wchodząc stopniowo w Rovenę. Czuła napływ niesamowitej energii, którą właśnie wchłaniała. Gdy ostatnia iskierka życia matki ulotniła się, Rovena poczuła się jeszcze potężniejsza. Nie mogła pozwolić, by ktoś taki jak ona zginął kiedykolwiek. Może i uda jej się unikać potencjalnych morderców, lecz w końcu czas się po nią upomni. Nie myśląc o tym zbyt wiele, wyjęła starą księgę czarów, inkantując dość potężne zaklęcie. Krew zaczęła sączyć się z jej nosa, ale wiedziała, że wszystko robi dobrze. Kiedy skończyła, upadła na ziemię w bezruchu.

~~1692,Londyn~~

Obudziła się w zimnym pomieszczeniu, przykryta lichym kocem. Miała bardzo mało sił, lecz zdawała sobie sprawę, że jej czar nie spełzł na niczym. Dokonała tego. Była nieśmiertelna.

-Powinnaś uważać z tymi całymi czarami. Gdyby nie ja, to byłabyś już dawno martwa. Jak twoja, myślę, matka - odezwał się cichy i dość ostry głos. Zamrugała kilkakrotnie, by dojrzeć chłopaka, prawdopodobnie gdzieś w jej wieku. Coś jednak jej podpowiadało, że nie był do końca człowiekiem. Wyostrzyła swoje zmysły, szybko dokonując oceny. Nie było innej opcji. Upadły anioł.

-Czego ode mnie oczekujesz w zamian,upadły? - zapytała, próbując ujść za hardą.

Parsknął.

-Wierzę w dobrą wolę. A tak poważnie, to potrzebuję znaleźć Księgę Henocha. Wiesz coś o niej, wiedźmo? - pytaniem na pytanie, oczywiście.

Przewróciła oczami.

-Księga jest na pewno pilnie strzeżona i nawet ja nie wiem, gdzie mam jej szukać - próbowała wstać, ale dziwna siła zepchnęła ją na ziemię. Co do cholery?

Upadły wstał.

-Twoje moce już nie są stabilne. To przez to zaklęcie. Ale mogę pomóc ci je okiełznać.

-W zamian za co?-warknęła, chociaż upadły jej trochę imponował.

-Za nic. Jestem Devan.

-Rovena.

1693, Gravity Falls

-Jesteś pewien, że to dobre miejsce? - zapytał niepewnie Devan Roveny, która nie wyglądała już tak jak wcześniej. Wszystko przez te cholerne czary.

Kiwnęła głową.

-Tak, Devanie. To tutaj powinniśmy się osiedlić. Nie czujesz uroku tego magicznego miejsca?

1694, Gravity Falls

-Nikt cię tutaj nie chce, Roveno - powiedział spokojnie Richard Merrick, jej sąsiad. Kilka dni temu zauważył, że używa czarów na palenisku. Nie słuchał wytłumaczeń.

-Zaburzasz naszą harmonię. Nie chcemy problemów Roveno, i dlatego uważamy, że powinnaś wyjechać z miasta - odparła Elizabeth Hendricks, piękna kobieta, którą Rovena zawsze podziwiała za urodę i hart ducha.

Devan gdzieś zniknął. Nie widziała go od kilku dni. Ale on by jej przecież nie opuścił...prawda?

-Nie możecie mnie stąd wyrzucić! - fuknęła rozeźlona, mrużąc oczy. Żyło jej się tak dobrze, a oni chcieli ją prześladować i zmusić do wyjazdu... Nie, nie dopuści do tego. To miasto należało do niej.

1695, Gravity Falls

Nadeszła mroźna zima. W jej nowym domu w środku lasu było jednak bardzo ciepło. Miała obok siebie Devana, którego próbowała na coś namówić.

-Proszę cię, Devanie. Masz dużą moc! Sama mogę nie dać rady, a ich należy ukarać. To do nas należy to miasto, Devanie. Do nas - próbowała ścisnąć go za rękę, lecz odsunął się.

-Nie możesz uwięzić tych wszystkich ludzi, Roveno. Zrozum to. To nie jest twój plac zabaw - warknął.

Nienawidziła sprzeciwów. Wstała, rzucając w niego gniewnie puchową poduszką, a później świecznikiem. Jak on mógł jej odmówić?!

Włożyła na siebie palto, zatrzaskując drzwi. Devan nie mógł ujrzeć tego, że niosła za sobą małą książkę i składniki do utworzenia kręgu.

********************************************************************************************************

Zatrzymała się w lesie. Rozrzuciła wokół siebie popiół, otwierając krąg. Poczęła inkantować. Rzucała najpotężniejszą klątwę w jej całej magicznej karierze. Mówiła z niesamowitą mocą, aż zerwał się wiatr. Pioruny przecięły spokojne niebo. Ledwo utrzymywała się na nogach, wiatr był niesamowicie porywisty. Moc nadawało jej światło księżyca w pełni. Krew znów prysnęła z jej nosa, a później uszu. Zaczęła się nią dusić, ale nie przestawała. Jeśli to się miało udać, to właśnie w tym momencie. Skończyła inkantować, gdy usłyszała przeraźliwe krzyki. Ktoś mocno chwycił ją z ramiona. Odwróciła się. Devan.

-Coś ty narobiła? - zapytał niesamowicie wściekły. Zauważył, że całe jej ciało jest zimne jak lód. Wiedziała, że jeśli zaraz wyjedzie, to Devan zostanie tam uwięziony. Nie chciała na to pozwolić. Nie chciała tak całkowicie go tracić.

Doprowadziła do tego, że ich usta styknęły się. Wtedy jej wargi zaszły czarną mazią, tak samo jak dłonie, które spoczęły na policzkach Devana. Mówiła coś do siebie, a Devan nie mógł się ruszyć. Czuł niesamowite przerażenie. Co robiła, do cholery?

Gdy skończyła, ten upadł na ziemię.

-Począwszy od tego dnia, każdy z moich dręczycieli będzie kolejno zmieniał się w mityczne stwory, nie mogąc opuścić tego miasta. Będzie je spowijać wieczna mgła. Nie będziecie mogli go opuścić, inaczej zapomnicie o wszystkim...W najlepszym wypadku. Ale ty Devanie, ze względu na dawne czasy... Ty jako jedyny będziesz mógł je opuszczać, ale to miejsce zawsze będzie trzymało się na łańcuchu jak niewolnika...-wyszeptała z bólem, zostawiając go samego. Udała się prosto po ciemną klacz i opuściła miasto pod osłoną złowrogiego księżyca w pełni.

Wersal, 1772

POSZUKIWANA ŻYWA LUB MARTWA

Renatte Charlene ZBIEGŁA Z WIĘZIENIA BASTYLII skazana za MORDERSTWO NA CZŁONKACH SZLACHECKIEJ RODZINY DE LA SERRE
Morderczyni może BYĆ UZBROJONA. Za dostarczenie jej ŻANDAMERII ŻYWEJ LUB MARTWEJ PRZEWIDZIANA JEST WYSOKA NAGRODA PIENIĘŻNA W POSTACI PIĘĆDZIESIĘCIU TYSIĘCY LIWRÓW

Jesień Grozy, Whitechapel, 1888

-Zadanie wykonane, pani Charley - wysoki i zamaskowany mężczyzna ubrany na czarno wszedł do kamienicy, w której dojrzał rudowłosą i bogato ubraną kobietę. Uśmiechała się do niego zdawkowo.

-Jesteś pewien, że wszystkie ta zamordowana prostytutka była ze mną na pewno spokrewniona? Że nazywała się Ilsa Charley? - zapytała, chcąc się upewnić, że czegoś nie ominęła.

-Owszem - mężczyzna potaknął, pociągając później nosem.

Kiwnęła głową.

-Możesz odejść, Rozpruwaczu. To nasze ostatnie spotkanie. Jesteś prawdziwym artystą i geniuszem.

Budapeszt, 1963

-Roveno, kochana. Jestem pewna w stu procentach, że Devan pomaga innym z twojej rodziny pogodzić się z ich mocą i je rozwinąć. Byłam w Gravity Falls tak jak kazałaś.

Przełknęła ślinę. Och, doprawdy? Czyli tak jej się odpłacał?

Wstała podenerwowana, mrużąc oczy i ciężko oddychając.

-To znaczy, że muszę ich wszystkich wyeliminować i zabrać ich moc. Mówiłaś, że niektórzy jakiś czas temu przy jego pomocy uciekli w Gravity, zgadza się? - zapytała blondynki, która równocześnie była jej szpiegiem.

Kiwnęła głową.

-Trzeba ich znaleźć. I zabić.


giphy.gif
Girls and boys in every age, would like to see something strange?

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
- casual-rpg - parkpodolany - prr - tamatomekteam